Thursday, October 16, 2014

Co mnie cieszy vol. 7


Witajcie,
nazbierało mi się wiele małych radości i muszę je skumulować w jedną dużą, by dzisiejszy dzień się rozjaśnił :) W poście będzie i materialnie i duchowo, więc zaczynajmy!

Na zdjęciu u góry widzicie mój ostatni zakup. Radość materialna, ale z zamierzeniem organoleptycznym ;) Teraz pizzerinki, tartaletki, ciasteczka z wielkim zapałem będą moje dzieciaki wycinać. A dla mnie radocha gadżeciarska :)

Kolejnym promykiem jest mój Syn. Uczeń. Kiedy to zleciało? Dopiero co trzymałam go pierwszy raz  w objęciach. Teraz już nie daje się utulić i ukołysać w ramionach. Moje marzenie i postanowienie? Zawsze, ale to ZAWSZE bez względu na okoliczności, chcę być wsparciem i opoką dla moich dzieci.


A te moje dzieci, to takie szalone są trochę ;) I ich radość zawsze rozjaśnia dzień.


Ostatnio nie tylko szaleństwa, ale i rozgadana Córka absorbuje w każdej wolnej chwili. Nareszcie odkryła moc mowy i teraz już na całeeeeego!


Radość dzisiejszego poranka? Nie muszę gotować obiadu - wczoraj zrobił to za mnie mój Mąż. - LOVE - 


A on też mi miłość wyznaje - kolczykami w kształcie serduszek - czy to nie urocze?


I na koniec - moja ukochana poducha! Pokochałam ją za dnia i nocy, nie rozstaję się w czasie czytania, oglądania, spania. Chyba muszę sobie kupić kilka na zapas ;)



A czym Wy się ostatnio cieszyliście?

13 comments:

  1. Małe szczęścia i tyle radości <3
    A do poduchy koniecznie dokup koc, będzie para idealna na jesienno-zimowe wieczory :-)

    Pozdrawiam Marysiu!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Również pozdrawiam, kocyk - pled już mam i aż całość zaprasza, by się pod nią skryć :)

      Delete
  2. Od razu mam lepszy nastrój, jak rano sobie poczytałam Twój cudny post. Skoro pytasz - też powiem, co mnie cieszy.
    Z materialnych rzeczy - kupiłam sobie piękną, drewnianą miseczkę podzieloną na 2 dołki i rowek pośrodku - na orzeszki, skorupki i w środku dziadek. Jak do tej pory orzechy leżały w kącie, bo nikomu nie chciało się uruchamiać młotka i deski - to teraz, kto przechodzi, to skubnie orzeszka. A jakie śliczne!
    I jeszcze jedna radość. Buduję z mozołem mój ogród - urządzam od podstaw, zaczęłam na początku tego roku. I z ogromną radością patrzę każdego dnia, jak moje maleńkie roślinki rosną. Mąż patrzył sceptycznie na moje poczynania - to chyba za dużo,mówił, nie damy rady - dziś patrzy z uznaniem, co przez jeden sezon udało mi się osiągnąć. Czekam na zimę, żeby zająć się niteczkami i kartkami. Na wiosnę ruszam z zapałem w ogród.
    Pozdrawiam cieplutko!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję Urtica za Twój wpis! Również mnie ucieszył i z przyjemnością przeczytałam. Z tą miseczka, to dobra myśl. Orzechy też u mnie leżą "I się kurzą" ;) i gratuluje wytrwałości w pracy w ogrodzie!

      Delete
    2. http://home-you.com/pl/kuchnia-akcesoria-kuchenne/167010007-dziadek-do-orzechow-notter-5901162382063.html

      :-)

      Delete
  3. Życie składa sie z drobiazgów... i to całe jego sedno... więc warto się nimi cieszyć bo one budują całokształt naszej radości. Ja na przykład cieszę się ze wróciła z urlopu opiekunka mamy nie latam z zakupami i gotowaniem na 2 domy, cieszę się z utrafionych wykrojniczków, cieszę się bo przerobiłam 10 kg buraczków, cieszę się bo mi się dzisiaj udała super zupa krem z dyni i ciesze się że poszłam dzisiaj na wagary zamiast na nudne zajęcia na uczelni- kiedyś człowiek musi odpocząć w końcu :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. To dobrze, że znalazłaś czas na odpoczynek - to również bardzo ważna rzecz, z której jak najbardziej należy się cieszyć! A buraczki jak robiłaś?

      Delete
  4. to własniesposób na życie, cieszyć sie wszystkim, co tylko ma w sobie jakikolwiek promyk radosci...I jeszce się tym dzilic z innymi.
    Pozdrawiam i podziwiwam, bo ostanio mnie dopadł spleen jesienny. Ale już widzę swiatło :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Evi, nie daj się spleenowi! Chociaż czasem jest potrzebny, bo potem ruszamy do działania ze zdwojoną siłą! Pozdrawiam :))

      Delete
  5. Ależ ja lubię te Twoje posty :) Zawsze mnie zmuszają do wynalezienia u siebie jakichś radości, nawet jak mam mega doła.
    Mnie ucieszyła ostatnio paczka moich ulubionych kadzidełek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym nie dostała ich od swojego męża, który nie cierpi dymu wszelakiego, obojętnie czy pochodzi z papierosa, palonych śmieci czy ze świeczki. No i nagle, po kilkunastu latach małżeństwa wracam z zakupów do domu, a wszędzie unosi się "mój" zapach z kadzidełka. Do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zupełnie się nie dziwię, że tak się cieszysz z tych kadzidełek! Jeśli to mąż, który nie lubi tego typu rzeczy, sprezentował Ci, to jest to podwójny powód do radości :)

      Delete
  6. Tyle radości w tym poście! Oby tak zawsze, życzę Wam tego z całego serca ! :)

    ReplyDelete

Dziękuję Ci za te słowa, które po sobie tu zostawiasz! Bardzo lubię je czytać.